Ks. Edward Grzymała (1906-1942) – wikariusz w Koninie (1 września 1935-1 września 1936)

Ojciec Święty Jan Paweł II  w czasie Pielgrzymki do Polski w roku 1999 w Bydgoszczy stwierdził, iż „wiek dwudziesty zapisał wielką martyrologię i nadszedł czas przypomnienia tych wszystkich ofiar i oddania im należnej czci. „Często bowiem są to męczennicy nieznani, jak gdyby „nieznani żołnierze wielkiej sprawy Bożej”. Wśród tej wielkiej rzeszy męczenników, spośród których 108 zostało wyniesionych na ołtarze jest ks. Edward Grzymała, który od 1 września 1935 roku do 1 września 1936 roku był wikariuszem naszej parafii. W zbiorach zachowało się zdjęcie wykonane przez pracownię „Foto-film” J. Sypniewskiego, które uwieczniło na fotografii bł. Ks. Edwarda Grzymała w czasie procesji Bożego Ciała, która odbywała się w Koninie  dn. 11 czerwca 1936 roku.

Wydaje się, że niewielu z nas zna tę piękną postać bł. Ks. Edwarda, który przecież w tym kościele przez rok czasu odprawiał Msze, spowiadał, głosił wyjątkowe, płomienne kazania, z powodu których prawdopodobnie musiał opuścić Konin. Formował młodzież w Liceum Ogólnokształcącym im. Tadeusza Kościuszki. Po tej ziemi chodził człowiek święty o wybitnej inteligencji i bezkompromisowej postawie moralnej. Przyjrzyjmy się zatem pokrótce  historii jego życia.

Lata dziecięce

Edward Grzymała urodził się 29 września 1906 r. na Podlasiu. Jego ojciec Zdzisław z zawodu był leśnikiem. Przyszły święty nie uczęszczał do szkoły podstawowej bo takiej w okolicy nie było. Lekcji udzielano mu prywatnie. Z przekazów osób, które go znały dowiadujemy się, że jako dziecko pasał krowy z książką w ręku.

Uczeń Gimnazjum

Mając 15 lat wbrew woli ojca, który był przeciwny jego nauce,  opuścił dom rodzinny, aby uczyć się w Gimnazjum w Warszawie. Nie mając zatem środków na utrzymanie dorabiał udzielając korepetycji. Sytuacja materialna zmusiła go, aby po roku nauki w Warszawie przenieść się do Włocławka do Gimnazjum Ziemi Kujawskiej. Tutaj otrzymał pomoc od wybitnego duszpasterza, przyjaciela młodzieży ks. Antoniego Bogdańskiego. Nie mogąc jednak otrzymać miejsca w bursie – dzięki wstawiennictwu ks. Bogdańskiego -  zamieszkał u p. Janiny Zalewskiej – osoby samotnej i bardzo religijnej, która roztoczyła opiekę nad młodym Gimnazjalistą i była dla niego jak matka. Choć sama biedna przyjęła go pod swój dach jako przysłanego przez Boga. W czasie nauki Edward dorabiał na swoje utrzymanie udzielając korepetycji dwudziestu dziewięciu uczniom z zakresu matematyki, chemii, języka francuskiego. Już wtedy zaznaczała się jego szczególna zdolność do matematyki i języków obcych.

Grzymała odznaczał się jednak nie tylko wybitnymi zdolnościami intelektualnymi, ale również dużą pobożnością.  Często nawiedzał Najświętszy Sakrament adorując Pana Jezusa zarówno w kościele OO Reformatów, jak i w katedrze włocławskiej. Nie było zatem dla nikogo zaskoczeniem, gdy po zdaniu matury w 1926 roku wstąpił do Wyższego seminarium Duchownego we Włocławku. W swojej opinii o nim ks. Bogdański napisał: „Jest jednostką wybitnie wyróżniającą się spośród ogółu swoich kolegów poprzez niezłomny charakter, zasady głęboko religijne, niezwykłe zdolności i niespotykaną pracowitość. Na przyszłość z pomocą łaski Bożej, może rokować jak najlepsze nadzieje”.

W Seminarium Duchownym we Włocławku

Świetnie przygotowany intelektualnie i duchowo wstępuje do Seminarium Włocławskiego, które w owym okresie, dzięki reformie przeprowadzonej przez ks.  rektora Idziego Radziszewskiego – twórcy KUL, cieszy dobrą sławą jako jedno z najlepszych ośrodków intelektualnych. To samo przecież Seminarium  niemal w tym samym okresie kończy  późniejszy Prymas Tysiąclecia ks. Stefan Wyszyński. Musiała zatem w murach tej uczelni panować szczególna atmosfera, skoro z tego środowiska wyszła cała kadra nowej uczelni KUL, jak również z tego środowisko wyszli święci męczennicy II wojny światowej. Wróćmy jednak do naszego Edwarda Grzymały, który przez pierwsze dwa lata w nowym środowisku seminaryjnym przeżywał trudne chwile. Choć świetnie się uczył i bardzo gorliwie pracował nad swoim charakterem i kształtowaniem cnoty czystości, to jednak przeżywał zmaganie się z ciemnościami swojej duszy. Przełomem były rekolekcje seminaryjne, które odprawił pod kierunkiem Jezuity O. Wojnara. Rodzi się w nim pragnienie świętości:  w swoich notatkach pisze: „Bądź święty i posłuszny, strzeż się, abyś nie stracił czystości serca”. Każdą chwilę w Seminarium wykorzystywał na naukę filozofii, teologii i nauki języków obcych. Jako kapłan płynnie posługiwał się językiem: francuskim, włoskim, niemieckim i angielskim, znał również grecki i hebrajski oraz łaciński i hiszpański.

Posługa kapłańska

Po otrzymaniu święceń kapłańskich został skierowany na studia specjalistyczne do Rzymu z zakresu prawa kanonicznego, choć z zamiłowania pragnął studiować Pismo Święte, dlatego oprócz zajęć z Prawa chodził jako wolny słuchacz na wykłady z Biblii, archeologii i historii sztuki. Przetłumaczył z języków oryginalnych cały Nowy Testament. Po skończonych studiach wraca do Polski, gdzie najpierw pracuje w Lipnie, ale tutaj już w pierwszych miesiącach popada w konflikt z prezeską Akcji Katolickiej. W wyniku czego zostaje skierowany do naszej parafii św. Bartłomieja w Koninie i na prefekta Gimnazjum im. Tadeusza Kościuszki.  Jest wikariuszem w naszej parafii zaledwie jeden rok od 1 września 1935 do 1 września 1936 roku, ale zostawił trwały ślad w duszach wielu swoich uczniów i parafian. Wspominany jest przede wszystkim jako wyjątkowy katecheta i odważny kaznodzieja.

Katecheta Gimnazjum w Koninie

Jeden z jego uczniów wspomina, iż ks. Grzymała od samego początku zdobył sobie u uczniów i profesorów gimnazjum wielki autorytet. Uczniowie wprost go uwielbiali. Wiedzieli, że on ich kocha. Ksiądz Doktor – jak go nazywano – zapraszał do siebie uczniów małymi grupkami i każdego osobno. Ukazywał zalety, jakie każdy posiadał i odkrywał wady. Młodzież chętnie pracowała nad sobą pod jego kierownictwem, choć jego metody były czasami radykalne. Gdy ktoś z uczniów zachorował, ks. Grzymała odwiedzał go w domu. Pomagał nieraz materialnie. Kochali go również konińscy Żydzi za miły, życzliwy stosunek do nich.

Ks. Grzymała jako kaznodzieja

Na jego kazania garnęły się tłumy. Mówił porywająco, niekiedy radykalnie. Walczył o autentyczną postawę chrześcijan, zdzierał maskę obłudy, przy tym wszystkim jednak kochał każdego człowieka. Mieszkańcy Konina byli oczarowani jego osobą i działalnością. Był „jak płonąca żagiew” wyrazisty i zdecydowany, ale jednocześnie kontrowersyjny. Podczas gdy katolickie stowarzyszenia z Konina prosiły Biskupa, by ks. Grzymała pozostał dłużej, to z kolei ówczesny proboszcz od św. Bartłomieja słał petycje, by go zabrano jak najprędzej bo z nim wytrzymać nie można.  Nazywał go polskim Savonarolą, zarzucał mu, że głosi radykalne kazania, na które przychodzą komuniści i mówią o nim: „to nasz ksiądz”. Wobec takich argumentów został przeniesiony do Kalisza, gdzie sytuacja się powtórzyła. Kolejną placówką duszpasterską był Włocławek, gdzie zastał go wybuch II wojny światowej.

Czas wojenny

Po aresztowaniu biskupa Kozala, biskup Radoński pomimo młodego wieku mianował go wikariuszem generalnym diecezji w północnych jej rejonach. Troszczył się o ukrywających się księży oraz o uwięzionych w Lądzie księży i kleryków. W towarzystwie kościelnego z Aleksandrowa Kujawskiego odwiedzał liczne wioski, gdzie po domach ludzie gromadzili się na nabożeństwo. Zapracowywał się dziękując Bogu, że mu pozwolił zostać proboszczem. Pracę duszpasterską cenił bowiem najbardziej. Stale jednak czuł wyrzut, że nie jest razem z innymi kapłanami w więzieniu. „Ja tam powinienem być” –mówił często do przyjaciół. 26 sierpnia 1940 roku w święto Matki Bożej Częstochowskiej przyszli po niego gestapowcy i osadzono go w obozie najpierw w Sachsenchausen a następnie w Dachau, (gdzie otrzymał niewolniczy numer 22664). Wśród potwornych obozowych warunków wygłaszał pogadanki i prowadził dysputy w języku łacińskim. Zadziwiał wszystkich precyzją myśli i darem słowa. Gdy po jednej z konferencji został niemiłosiernie pobity, ks. Biskupski próbował go pocieszać, a ks. Grzymała odparł tylko: „Cóż takiego. Cieszę się, że właśnie dziś mogłem cierpieć dla Imienia Jezusowego”.  Swój pobyt w obozie traktował jako wolę Bożą i środek do osiągnięcia świętości. Niósł pomoc potrzebującym kapłańskiej posługi, dzielił się więziennym chlebem, pomagał innym w dźwiganiu ciężarów i również tutaj nie znosił pół środków. Nawet wtedy gdy nie był pilnowany pracował na maksymalnych obrotach. Wszystko to sprawiło, iż organizm uległ wyczerpaniu. W czasie jednego z apeli padł z wyczerpania na ziemię, gdy wiadro zimnej wody nie ocuciło go, zaniesiono go do rewiru. Po kilku dniach wrócił na blok i czuł się lepiej. Niestety zapisano go wkrótce na tzw. Transport inwalidów. Dnia 10 sierpnia 1942 roku widziano go po raz ostatni. Szedł w kolumnie więźniów przeznaczonych do komory gazowej.

Błogosławiony

I choć po ludzku mogło się wydawać, że przegrał, że odszedł w tak młodym wieku, że nie dane mu było wykorzystać tak licznych darów i talentów. To jednak pełnia jego chwały zjaśniała po 57 latach, kiedy to papież Polak Jan Paweł II na warszawskim  Placu Zwycięstwa ogłosił  miastu i światu, że ks. Edward Grzymała wraz z innymi męczennikami II wojny światowej cieszy się chwałą nieba. W tej radości uczestniczymy i my spadkobiercy owoców jego kapłańskiej posługi w kościele św. Bartłomieja w Koninie.

Poprzedni
Następny

Menu