KOŚCIÓŁ ŚW. BARTŁOMIEJA W KONINIE

Największym atutem kościoła św. Bartłomieja w Koninie jest bez wątpienia jego historia. W murach konińskiej fary modlił się Władysław Jagiełło, a ponoć i także jego dwóch małych urwisów, z których pierwszy zapisał się w dziejach Polski jako następca tronu zwycięzcy spod Grunwaldu, a drugi zginął po Warną. Z okien nieistniejącego już zamku, spoglądał na świątynię rezydujący w mieście w lecie 1655 roku Karol Gustaw. W początkach XX stulecia tworzył jej polichromię zabójca pierwszego, polskiego prezydenta Eligiusz Niewiadomski. Na niedzielne Msze święte przychodziła tu pisarka Zofia Urbanowska, a przyszły zdobywca Oscara Jan A.P. Kaczmarek otrzymał tutaj chrzest. A gdyby tego było mało – w cieniu fary pręży się dumnie najstarszy znak drogowy w Polsce zwany Słupem Konińskim. Ale po kolei…

Piotr Dunin. Tak brzmi według tradycji nazwisko fundatora pierwszej konińskiej świątyni. Czy jednak fakt, iż obecnie kościół św. Bartłomieja jest najstarszym, istniejącym w mieście, może być równoznaczny ze stwierdzeniem, że ufundował go Piotr Dunin właśnie? Otóż niekoniecznie. Nie wiemy bowiem dokładnie gdzie przebiegały granice Konina gdy Dunin żył. Naukowcy wysuwają przypuszczenia, iż pierwszy koniński Kościół mógł być wzniesiony we współczesnym Starym Mieście, które w odległym średniowieczu było protoplastą Konina. Zważywszy, że tamtejszy kościół św. Piotra i Pawła, z unikalnym w skali ogólnopolskiej, słynnym, romańskim portalem przedstawiającym Chrystusa Ukrzyżowanego, jest starszy niż konińska fara. Warto też zwrócić uwagę na fakt, iż przez długi czas świątynia w Starym Mieście miała tylko jednego patrona: św. Piotra. Książę Apostołów zaś był nie tylko imiennikiem, ale i świętym patronem Piotra Dunina, więc całkiem prawdopodobna wydaje się sytuacja, w której fundator, ówcześnie fundujący świątynię głównie dla własnych korzyści, a dopiero później innych, wybiera na patrona fundacji swego imiennika. Wziąwszy pod uwagę, że ten ostatni był i jest jednym z największych świętych Kościoła. Jedno jest pewne: pierwszą świątynią, zamkniętą w granicach dzisiejszego Konina była świątynia św. Bartłomieja. (Część uczonych twierdzi, że początkowo była ona kościołem filialnym świątyni św. Piotra.) Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, iż konińska fara od zawsze stała tam gdzie stoi, czyli u zbiegu dzisiejszej ulicy Kościelnej i 3 Maja. W 1967 roku miejscowy Plac Zamkowy został rozkopany przez archeologów poszukujących – zaznaczonego na stuletnich i dwustuletnich mapach miasta – dawnego cmentarza, który miał przed wiekami sąsiadować z legendarnym, drewnianym kościołem św. Krzyża. W trakcie wykopalisk archeolodzy natknęli się na kamienny fundament, który mogliby uznać za podstawę drewnianej świątyni, gdyby w tym samym miejscu nie odkryli niespodziewanie fragmentów przepalonych płytek ceramicznych, mogących tworzyć posadzkę podłogową. Takich posadzek nie zakładano w drewnianych kościółkach, wykładano nimi najczęściej trzynastowieczne murowane świątynie. Stąd też pojawiła się teoria, iż pierwotny kościół św. Bartłomieja był budowlą murowaną, powstałą wraz z lokacją miasta około 1293 roku, a zniszczoną w czasie najazdu krzyżackiego w 1331 roku. Wspomniany drewniany kościółek natomiast, miał powstać później i z czasem przekształcić się w kaplicę zamkową. Pierwszej, Bartłomiejowej świątyni nie odbudowywano jednak w dawnym miejscu, lecz zdecydowano się wznieść ją na nowo w pobliżu miejskich murów, czyli tam gdzie stoi dziś. Jan Długosz, w swoich Rocznikach, relacjonuje, że obok konińskiego kościoła stał też słup milowy – zwany dziś Słupem Konińskim i najstarszym polskim znakiem drogowym – wyznaczający połowę drogi między Kaliszem a Kruszwicą, wystawiony zaś przez komesa Piotra Włostowica w 1151 roku. Nie wiemy niestety czy kronikarz w Koninie był i widział opisywany obrazek na własne oczy, czy znał owe fakty wyłącznie z czyjejś relacji. Zważywszy jednak, iż Słup Koniński stał na Placu Zamkowym jeszcze w XIX wieku, możemy domniemywać, że w czasach Długosza stał w pobliżu kościółka św. Krzyża. A ponieważ słup, był około półtora wieku młodszy niż pierwotny, murowany kościół św. Bartłomieja – mógł przez najazdem krzyżackim stać również obok niego. (Dziś najstarszy polski znak drogowy, usytuowany jest w pobliżu północnego wejścia do fary.) Najstarszą częścią kościoła św. Bartłomieja są usytuowane w północnej części budowli zakrystia i dawny skarbiec. Niektórzy twierdzą, że murach kościoła św. Bartłomieja odbija się po dziś dzień echo kroków Władysława Jagiełły, który przychodził tu pokłonić się swemu Stwórcy za każdym razem, gdy pojawiał się w Koninie. Bo jak głoszą piętnastowieczne zapisy zwycięzca spod Grunwaldu darzył Konin dużą sympatią i pod koniec życia, w tutejszym zamku spędził nawet dwukrotnie lato. Obecność Jagiełły w farze, nowo wybudowanej – choć w pewnym sensie także odbudowanej po najeździe krzyżackim – miała również wymiar symboliczny. Oto pierwszy kościół św. Bartłomieja zniszczyli, zdawałoby się na zawsze, rycerze w płaszczach z czarnymi krzyżami, a ponad wiek później, w jego zmartwychwstałych murach składał hołd Bogu ich pogromca. Niestety, Konin mieli najechać w przyszłości okrutniejsi od Krzyżaków - Szwedzi. Potop szwedzki, na długie dekady, zamienił dobrze prosperujące miasto w ruinę. Przykładowo, konińskiego zamku, w murach którego podpisano akt kapitulacji pod Ujściem i w którym władca Szwecji, Karol Gustaw, zbierał siły do uderzenia na Jasną Górę, nigdy nie udało się już odbudować. A jak przejście Szwedów przetrwała miejska fara? Odpowiedzi na to pytanie próbowała udzielić konińska pisarka, Janina Perathoner ps. Weneda, która w powieści „Zmierzch chwały” opisuje ówczesną świątynię św. Bartłomieja następująco. „Poza domem starosty murowanymi budowlami były: dom Zemełki, kościół pod wezwaniem św. Bartłomieja i plebania. W tej ostatniej znaleźli gościnę. Mężczyźni ochędożyli się po podróży i poszli ładzić swoje sprawy do urzędu grodzkiego, a Marianna w towarzystwie wielebnego prezbitera odwiedziła świątynię konińską. Mieszkańcy zniszczonego miasta składali nikłe ofiary, toteż ksiądz musiał się natrudzić by utrzymać kościół w jakim takim stanie i uchronić go od całkowitej ruiny. Podłoga gniła, ściany zaciekały, malowidła złaziły płatami. Postać Marii Panny ciemniała w głębi, nie mając dostatecznego oświetlenia. W północnej ścianie prezbiterium przywarł wielokondygnacyjny nagrobek miłościwego marszałka wielkiego koronnego Stanisława Przyjemskiego, wieloletniego starosty konińskiego, zmarłego w 1599 roku. Epitafium głosiło jego bohaterskie czyny ku chwale Ziemi Konińskiej i całej Rzeczpospolitej Obojga Narodów. W półkolistym wgłębieniu leżał w zbroi rycerskiej, oparłszy głowę na dłoni niby wyzbyty doczesnych trosk, ale niemający spokoju. Wychylał się ze ściany, jakby chciał wstąpić w czasy nie jemu dane, bo niepokoiło go, że wali się w gruzy to, co budował. Przeto wysuwał się do przodu i żądał oderwać siebie od szarego marmuru, który go silnie przytrzymywał, bo nie miał nakazu wskrzeszenia. Między rycerzem a kamieniem toczyła się walka cicha, ale nie mniej rozpaczliwa. (…) Przeszli do kaplicy Przemienienia Pańskiego, połączonej z prezbiterium, gdzie znajdował się nagrobek Krzysztofa Przyjemskiego, zmarłego w 1611 roku. Kamienny tors rycerza Zygmunta III, okaleczały i ucięty, trwał w bezruchu i beznadziei. Obok usadowiła się piękna, rzeźbiona chrzcielnica. Oczy Marianny zatrzymały się na sklepieniu kaplicy. Były harmonijnie zbudowane i strojne w malowidła. Nawa główna i nawy poboczne zdawały się młodsze od prezbiterium co najmniej o dwa wieki. Potężne słupy pewnie, a lekko podtrzymywały gwiaździste stropy. Od nawy południowej weszli po schodkach do kaplicy doktora padewskiego Zemełki, wzniesionej w początkach XVII wieku.” Jednak trudny dla Konina i miejscowej fary, wiek XVII to również okres rozkwitu miejscowego bractwa różańcowego, z którym wiąże się zapewne nierozerwalnie wizerunek Matki Bożej Różańcowej – zwanej także Matką Bożą Konińską. Jej odrestaurowany, pochodzący z II ćwierćwiecza XVII wieku portret, od jesieni 2013 roku można oglądać w takiej odsłonie, przed jaką modlili się pierwsi konińscy członkowie bractwa różańcowego. Mniej więcej dwa stulecia później w kościele św. Bartłomieja zaczęła pojawiać się pisarka Zofia Urbanowska. Wiele lat potem jej „Gucio Zaczarowany” stał się ulubioną lekturą małego Czesława Miłosza, przyszłego laureata Nagrody Nobla. Już jako dojrzały i uznany poeta Miłosz wydał tomik wierszy, który – na cześć ukochanej książki swego dzieciństwa – zatytułował „Gucio Zaczarowany” właśnie, składając tym samym hołd nie tylko chłopcu zamienionemu w muchę, ale i samej Urbanowskiej. W pierwszej dekadzie XX stulecia natomiast progi kościoła św. Bartłomieja przekroczył jeden z najwybitniejszych artystów Młodej Polski, a mianowicie Eligiusz Niewiadomski. A przekroczył progi fary po to by nadać jej wnętrzu nowy blask polichromią swego autorstwa. Gdy Niewiadomski malował w prezbiterium „Pokłon narodów” i tkał z kolorowych szybek witrażowe portrety św. Wawrzyńca i Izydora – nikomu – ani w Koninie, ani w rozgrabionej przez zaborców Polsce – nie przeszło zapewne przez myśl, iż ten uduchowiony artysta, zastrzeli dwanaście lat później Gabriela Narutowicza, pierwszego prezydenta niepodległej wreszcie Rzeczpospolitej. Choć niektórzy, w jednej z namalowanych przez mistrza Eligiusza postaci z „Pokłonu narodów”, dopatrują się swoistej, złego znaku zwiastującego rzeczoną tragedię. Jest nim mężczyzna nad którym wisi miecz. Co ciekawe, mężczyzna ten, ma rysy Niewiadomskiego… Dokładnie w święto Zwiastowania Pańskiego, 25 marca 1941 roku, naziści okupujący Konin, zajęli i zamknęli dla wiernych kościół św. Bartłomieja. Pośród przepięknych malowideł straconego za swój niegodziwy czyn Niewiadomskiego, urządzili w farze skład mebli, gromadzonych dla Niemców przesiedlanych na ziemię konińską ze Wschodu, niszcząc freski mistrza Eligiusza. Kilka lat po zakończeniu wojny w farze ochrzczony został przyszły kompozytor muzyki filmowej i zdobywca Oscara za muzykę do filmu „Marzyciel” Jan A.P. Kaczmarek, a w roku 2005, czyli dokładnie tym, w którym wspomniany kompozytor statuetkę Oscara otrzymał, w murach konińskiej fary reżyser Michał Kwieciński nagrał jedną ze scen do swego przezabawnego (i nagradzanego) filmu „Statyści” z udziałem tak znakomitych aktorów jak Kinga Preis, Anna Romantowska, Bartosz Opania, Dorota Chotecka czy Krzysztof Kiersznowski.

Poprzedni
Następny

Menu